niedziela, 24 lutego 2008

Oko w oko z (prawie) dzika natura

Troche czasu minelo od ostatnigo posta. No coz, zycie Erasmusa to nie tylko przyjemnosci i w koncu nastal czas na nauke- sssssessssjaaa! Wszystko juz napisane, na wyniki czekam. Najwazniejsze,ze juz po, a na nadrobienie ewentualnych brakow mam jeszcze semestr:)

Nie byl to jednak czas totalnego zastoju. Dzis bedzie o najciekawszym wydarzeniu, czyli : wycieczka na farme wezy i innych kreatur :D! Schlangenfarm (http://www.schlangenfarm.de/) ponoc najwieksza w Europie!

Pewnego pieknego, slonecznego poranka 9 dziewczat wyruszylo na poszukiwanie przygod. Zaznaczam,ze byly tylko przedstawicielki plci piekenej- faceci stchorzylie- hehehe...!
Niemcy- kraj znany z wysmienitych drog, niestety o chodnikach to juz nikt nie pomyslal i musialysmy isc za barierka zabezpieczajaca. Jak sie okazalo potem, szlysmy totalnie naokolo (po prostu podazalysmy za znakami).
Ale dotarlysmy! Na poczatku bylo wprowadzenie teoretyczne. Mily pan nam troche poopowiadalm o farmie, o zwierzatkach. Pokazal nam tez jednego osobnika, mozna bylo sie przyjzec, poglaskac. Nawet dzieci nie plakaly ( nieswiadome).
Weze sa milutkie w dotyku. Budza jednak powszechna odraze i strach- tak, rozumiem to, to jest zdecydowanie poejzane, tak chodzic bez nog....
Na zakonczenie w obieg poszla grzechotka grzechotnika- moge teraz smialo powiedziec, ze trzymalam weza za ogon;P!
Nadszedl czas na zwiedzanie. Duzo roznych okazow. Male, duze , grube, chude, roznokolorowe.....
Niesety nie posiadam wiedzy,zeby nawet napisac, ktory jest ktory, dlatego zrobilam wlasna klasyfikacje.

Tutaj parka- "zielone przytulalskie". Razem od 4 lat ( z drobnymi kryzysami), jednakze tak sie ze splotly ze soba, ze juz same nie wiedza, gdzie sie jeden konczy, a gdzie zaczyna drugi, ale dobrze im razem:)
Nastepny okaz: "wielometrowiec szary". Niestety ten nie ma partnera, dlatego postanowil sie przytulic do wlasnego ogona. Jak sie ma takie mozliwosci.... Troche szkoda tych zwierzat, ze musza siedziec w takich malych klatkach i jedyny mozliwy spacer to z jednego konca pienka na drugi i z powrotem....Jak sie jest takim dlugim to trzeba po sobie deptac!
Tu zdecydowanie zenski okaz i na dodatek przedstawicielka subkultury " britnejek". Znak charakterystyczny- róż. Wlasnie odsypia nocna balange, a na wieszaczku suszy sie stroj na kolejny wieczor- clubbingu ciag dalszy!
7 z naszych wspoltowarzyszek po obejzeniu wszystkiego postanowily jechac dalej do Goslar. Natomiast ja z Luca, zafascynowane i urzeczone zostalysmy i tworzylysmy rozne historie na temat wezy. Nie wiedzialam, ze ich zycie moze byc tak fascynujace! Byl tez czas na interakce. Tu Luca zabawia sie z "samcem uleglym", ktory bez zastanowienia podaza za palcem i robi to co mu sie kaze:)
Jenak nie skonczylo sie tylko na tych beznogich stworznieach.
co jeszcze mozna bylo zobaczyc.

Byly tez pajaczki. Milusie, z futerkiem! ( te za to maja podejzanie duzo nog!)
Jesli nie chcesz mojeje zguby......Krokodyle tez byly. Ach te oczy, to pelne wymowy spojrzenie:
"niech mnie ktos przytuli!!"- jak tu ich nie kochac!
A co tu sie w koncie czai? Toz to piranie! Tego dnia mialo odbyc sie ich karmienie. Z niecierpliwoscia czekalam az wyglodniale stado drapieznych ryb rzuci sie na smaczny kasek i pochlonie go w ciagu kilku sekund. Podczas karmienia, przewidziane miesko spadlo z haka i opiekun wlozyl do akwarium reke. Zamarlam!! a tu nic!! Ryby nawet nie zauwazyly i jeszcze ok 15 min musielismy czekac az w koncu jedna z pirani zabrala sie do jedzenia. Nie bylo tak przerazliwie- troche sie rozczarowalam....
Ogolnie to bardzo ladne rybki. A oto co sie dowiedzialam o nich z wikipedii:
"Na temat krwiożerczości piranii krąży wiele fantastycznych opowieści. Szczególnie w powieściach przygodowo-podróżniczych autorzy opisują pożeranie dużych zwierząt lub ludzi w ciągu kilku minut, z dokładnym "oczyszczeniem" szkieletu z części miękkich. Prawie wszystkie te opisy są jednak mocno przesadzone. Cztery gatunki zostały opisane jako niebezpieczne. Większość piranii odżywia się głównie chorymi rybami oraz padliną, spełniając w biocenozach Amazonki, Orinoko oraz La Platy funkcję "sanitariuszy". Niektóre gatunki odżywiają się natomiast pokarmem roślinnym, w sytuacji braku pokarmu oraz dużego zagęszczenia populacji mogą jednak atakować stadami większe ryby lub małe i duże kręgowce"

A teraz moi zdecydowani faworyci: LEGWANY!!!

Znalazly sobie cieplutkie, przytulne miejsce na kaloryferze. Zyc nie umierac!
Oko w oko z potworem.
Czy myslcie, ze maja one cos wspolnego ze smokami??
Moze przy pierwszym spojzeniu nie robia najlepszego wraznia, ale one sa naprawde milutkie. Jak sie je poglaska, to zamykaja oczki i sie wyginaja.
Opiekunka podeszla do nas pozniej i powiedziala, ze ten tutaj jest juz u nich 8 lat i jest bardzo milusinski.
Tak wyglada zadowolony legwan.Tutaj jeszcze jedna scena pokazujaca jakie one sa kochane. Te wychodza chyba z zalozenia, ze pod latarnia jest najciemniej i nic sobie z gapiow nie robia!


A na koniec chcialam jeszcze pouczyc o zachowniu ostroznosci!! Przypominam o myciu owocow przed jedzeniem ( bo chyba o to chodzi w tej reklamie;)).

niedziela, 20 stycznia 2008

Bo ja tańczyc chce!!!

Dzis bedzie troche o tancu- w roznych wymiarach....

Byc moze niektorzy z was wiedzą, ze kiedys, jako mala dziewczynka chcialam zostac baletnicą. Prosby moje nie dotarly jednak do moich rodzicow i w koncu studiuje ekonomie.....niestety. Teraz, kiedy taniec stal sie (dzieki roznym programom telewizyjnym itd.) populany, moje marzenie stalo sie malo oryginalene, mimo to dalej lubie tanczyc:D!

Ostatnio bylo kilka okazji, zeby sprobowac swoich sił w roznych rodzajach tańców, bo w koncu KARNAWAŁ!!!

Byc moze jeszcze nie wiecie, ale z Francji nadchodzi "taniec nowej epoki"- "tecktonik". Zeby nie zostawac w tyle postanowilismy sie go nauczyc, zwlaszcze, ze mielismy nauczyciela- Roanana. Mimo ze z Irlandii calkiem niezle sobie dawal rade... A oto krok po kroku przebieg naszych zajec:

Krok 1
prooooste!
Krok 2
Przerazenie na twarzach- ktora noga, w ktora strone??!!

Krok 3
AAA! Juz zalapalam;]
A teraz czas na mistrza !!
Ronan w akcji- i nie ma mocnych!

Jak ktos chce wiedziec jak to powinno wygladac to polecam:

A to juz cos innego, mimo ze dobrze znana nam z ostatniego kursu postac znow w roli glownej. Czyzby to znow jakis nowy taniec. Otoz nie! To zabawa logiczna. Troche ciezko to opisac, ale sporbuje. Dwie osoby zawiazuja sobie sznurek (ok1m) wokol nadgarstkow. Przez zawiazaniem trzeba te sznurki skrzyzowac. I zabawa polega na tym zeby sie rozplatac-ma to pokazac "jak bardzo mamy otwarte umysly" Tę zabawę importowal Joaquin z Hiszpani- mistrz i magik karciany.
Krok 1
Juz prawie sie udalo!


Krok 2
No i sie jeszcze bardziej zaplatali...


A tu inna, konkurencyjna para....ktory to juz krok;)?

Te zagadke da sie rozwiazac i niektorym sie udało: bravo dla Justyny i Claudii!
Ja z Antoniem uzylismy sposobu silowego: rozerwalismy sznurek, ale nie o to chodzilo...


A teraz wracajac do tematu. Bedzie cos z klasyki- tanic towarzyski. Moze sie wydawac, ze wiekszosc osobnikow plci przeciwnej zatracila tą umiejetnosc, jaką jest taniec w parach. A tu niespodzianka, nawet na obczyznie mozna spotkac "perelki", ktore posiadaja takie zdolności i to jeszcze rodak!!! Miejce akcji to Weroniki urodziny. Bylo ciasno, a mimo to fajnie ( a moze dzieki temu;)). No a potem ruszylismy na "dancing". Oto jedno ze zdjec w akcji...

Krok 1, 2, 3
Zdjecie od tylu, bo mi sie bluzka porwala.....
Ale za to widac, ze w obocie, choc podobno " nie ilosc obrtow sie liczy, a kombinacje" - jak mi to kiedys jeden wysmienity tancerz powiedzial.
Podobno mam sklonnosci do "prowadzenia"....moze troszeczke....
Fajnie bylo:) Dziekuje partnerowi!



Usilne próby przystosowanie mojego ulubionego wspollokatora- Antoniego do partnerowania w tancu spełzly na niczym....Nikt nie jest idealny. Ale nic starconego:) Troche emocji?? prosze bardzo- taniec z nozami!

Krok 1
Portzebujemy 2 noze, najlepiej dlugie i ostre.



Krok 2
Upatrujemy sobie pratnera i wykonujemy w rytm muzyki wahadlowe ruchy reka w strone partnera i z powrotem, popularnie zwane "dźganiem". Jezeli uda wam sie powtorzyc ten taniec drugi raz z tym samym partnerem, to znaczy, ze nie zalapaliscie, o co chodzi;)!


A wszystko to przez "kochabend". Nasza rodowita Niemka Maria miala nam cos ugotowac. Wymyslila zupe porowa. Kupila 10 wielkich porow i my ro wszystko musislismy ciachac- typowe!




A ona probowala sie wymigac, chciala sie ukryc w lodowce. Ale ją przyuwazylismy i sie jej nie udalo.... Zupa byla- pychotka!


Nie wszyscy goscie jednak dopisali i zostaly nam 3 miski siekanego pora. I kto to bedzie jadl- same ciekną łzy- choc podobno zdrowe....




Podobno jak sie winem przepije, to ujdzie;)
Piękne zdjecie, nie moglalam sie powstrzymac, zeby go tu nie umiescic-mam nadizeje, że nie jestes zly- ty moj "Duperelku" :*!